O muzyce - subiektywnie, osobiście, emocjonalnie.

piątek, 27 listopada 2009

Pestka

Poprzedni wpis stanowi w zasadzie taki mały wstępik. Bo zastanawiając się nad  różnorodnością w muzyce doszłam do wniosku, że jest jednak coś, co można nazwać wspólnym mianownikiem, matką, źródłem wszystkich muzycznych gatunków (nie lubię tej klasyfikacji, nazw typu "gatunek", "rodzaj", ale skoro tak ktoś kiedyś wymyślił, tego się trzymajmy). To klasyka jest tą matką. I nie chodzi tu o jej powagę, o to, że jest muzyką dla intelektualistów czy elit. O to, że ma już tyle lat, że Bach czy Mozart to ważne osoby o których uczymy się w szkole. Dla mnie klasyka (pisząc klasyka myślę też o jazzie czy muzyce filmowej) jest najzwyczajniej magiczna. Bo opiera się na zapisie nutowym, który oznacza dla mnie...nic. Nuty to znaczki, pięciolinia to jak linie w zeszycie, a allegro to portal w internecie, a nie rodzaj tempa. A jednak są tacy, którzy patrząc na nuty - słyszą. Nic nie jest w stanie dorównać dźwiękowi orkiestry symfonicznej, tego  brzmienia skrzypiec, altówek i wiolonczel, odległych odgłosów harfy. Będąc na koncercie poświęconym twórczości Krzysztofa Komedy w poznańskiej filharmonii, słuchając pierwszego utworu, pojawiły się w moich oczach łzy, a na skórze dreszcz. Bo to nie była muzyka. To była jakaś opowieść muzyką malowana. To nie były nuty, zresztą, nie to w muzyce jest najważniejsze cytując znów Malhera.
A teraz zasłuchuję się w muzyce do pewnego polskiego filmu "Pestka". Film o niezwykle mocnej i cholernie trudnej miłości. Miłości najpierw rodzącej radość, potem już tylko cierpienie. Muzyka oddaje te emocje - zawodzące solo skrzypiec,  niepokojące smyczkowe partie, drwiąca perkusja, nawołująca trąbka. Poezja. Metafizyka. Tylko używając tych słów jestem w stanie opisać taką muzykę, bo jest w niej coś, czego nie można wytłumaczyć.
Niestety, trudno odnaleźć w internecie soundtrack z tego filmu, najlepiej po prostu film obejrzeć do czego gorąco zachęcam. Można za to z łatwością kupić książkę o tym samym tytule, do czego także namawiam.


" - Każdy ma w sobie pestkę, każdy ma swoją. Jak owoc.
     Przylatują ptaki, przychodzi jedno po drugim, spustoszenie. Robak. Gnije to, co jest miąższem.       Odpada.
     Ale pestkę trzeba uratować. Pestka musi zostać nietknięta. (...) Pestką jest to, w co nie przestajemy wierzyć. Co najgłębiej jest nami, mimo wszystko. Pomimo zła w nas, pomimo naszych odstępstw.
    Co jest Twoją pestką? -
 -   Moją pestką jest miłość. - "


Dygresja

Z muzyką jest u mnie jak z jedzeniem, ciuchami czy formą spędzania czasu. W zależności od dnia i nastroju mam ochotę akurat na to czy na tamto. Czasem potrzebuję mocnego uderzenia, najlepiej z jakimś silnym, wrzeszczącym głosem, czasem subtelnego pianina, innym razem dźwięków, które porwą mnie do tańca. Często zdarza mi się słuchać przez cały dzień jakiegoś konkretnego wykonawcy, jednego albumu czy nawet pojedynczej piosenki. Ostatnio miałam tak z utworem Heavy Cross  modnego chyba ostatnio zespołu Gossip. Zastanawia mnie często jak to możliwe, że jedna osoba może słuchać tak różnej muzyki. Zachwycać się tak skrajnymi dźwiękami. W moim komputerowym i płytowym muzycznym świecie naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie, a i ja to wszystko doceniam i lubię. Przecież tam są nawet piosenki Bajmu! :) Nie, nie wstydzę się tego. Wszak ktoś kiedyś powiedział, że tylko dojrzały człowiek potrafi  tę różnorodność w muzyce odnaleźć i polubić.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Maupka

Siostra męczy : "No napisz wreszcie coś." Kurcze, no. Nie potrafię. Właśnie dziś odkryłam, że moja nieregularność w pisaniu tutaj wynika z prostego faktu. Aby pisać, muszę się w czymś zasłuchiwać. A ja ciągle zasłuchuję się w Little Dragon ;) (tym razem drugim,ale de facto ich  pierwszym albumie - polecam!)
Żeby jednak zadowolić siostrę, ale pozostać w klimacie smoków napiszę o ....No właśnie. Na koncercie Little Dragon zauważyłam w tłumie dwie znajome twarze. Były to siostry Przybysz, znane kiedyś jako Sistars, teraz robiące solowe projekty. Zdziwiła mnie ich obecność na tymże koncercie, ale po głębszym poznaniu twórczości dragonów, wszystko stało się jasne. Widać jak obie panie czerpią garściami z Yukimi Nagano i jej towarzyszy. Mam na myśli jakieś osobne dźwięki, dobór instrumentów, ciekawe przejścia w utworach,podkłady, zabawę głosem.
Dla porównania, dwie piosenki :

Ale tak naprawdę,inspirację smokami słychać w solowym albumie Natalii Przybysz. Album ten jest świeży, inny, po prostu dobry. Natalia jest teraz Natu, mało tego, ona jest Maupką! W solowej karierze pomaga jej pan, który mijając mnie na ulicy nigdy nie wzbudziłby mojego zainteresowania (wyciągniety t-shirt, duuuży brzuch, potargany włos), ale przy bliższym muzycznym spotkaniu potrafi zauroczyć. Mowa o znanym muzycznym producencie, dj'u, twórcy legendarnego kolektywu Niewinni Czarodzieje - Envee.
Maupka Natu zawsze, jeszcze za czasów Sistars, była dla mnie Postacią. Moim subiektywnym zdaniem przyćmiewała siostrę zarówno głosem, jak i osobowością. Na koncertach, między piosenkami, potrafiła bez końca nawijać na różne absurdalne tematy, robiąc to w dodatku jak 10-letnia dziewczynka. Przez takie wypowiedzi i sposób bycia nieraz czytałam, że Natalia Przybysz na pewni się czymś szprycuje. Szkoda, że kiedy ktoś jest dowcipny, niebanalny i nietuzinkowy jest od razu uważany za odszczepieńca i ćpuna. Zresztą, dla mnie może brać co dzień kilo koksu, byle cały czas tworzyła takie płyty jak jej solowa "Maupka Natu comes home". 
Jeśli ktoś nie zna, nie ma pojęcia, nie wie - zapraszam 5 grudnia do klubu Blue Note. Pani Maupka da na pewno świetny popis i to będąc w ósmym miesiącu ciąży!



zdjęcie : http://bi.gazeta.pl/im/4/6391/z6391274X.jpg

czwartek, 5 listopada 2009

Małe smoczki


Był sobie też inny koncert, spontaniczny, miły, w kolejny ciepły wieczór, rok później,
Na dziedzińcu Starego Browaru, wystąpili Little Dragon.
Nie oszołomili mnie tak jak Joan, ale od pierwszych dźwięków sprowokowali do tańca, a ciepły głos wokalistki nastrajał  pozytywnie. Wokalistką smoków jest bowiem Yukimi Nagano, znana szerszej publiczności ze współpracy z Koopem.
Yukimi to dla mnie taka trochę japońska Roisin Murphy, mimo, że chyba jednak mniej ekscentryczna.
Świetnie wikipedia ich określiła jako mieszanka electronic i soul. Tak właśnie. Bo w Little Dragon jest elektronicznie, zimno, po szwedzku (wszyscy członkowie zespołu ze Szwecji pochodzą), ale też ciepło, bujankowo, czyli soulowo właśnie. I tu odnajduję pewną konotację z Joan As Policewoman, która także łączy w sobie jakiś nieokreślony feeling z brudem gitary czy chrypką w głosie. Eklektyzm w muzyce jest jednak fascynujący (i chyba dowodzi o dojrzałości artysty...).
To tyle, zachęcam do posłuchania. Mi przypadły do gustu przede wszystkim : "A new", " Feather", " Runabout", ale najbardziej chyba utwór "Swimming". (wszystkie pochodzą z ich drugiego albumu Machine Dreams)

zdjęcie : http://muzyka.gery.pl/cms/content/repository/images/little_dragon.jpg

Piękna Pani Policjantka

Myślałam zawsze, że uczestnictwo w koncercie ukochanego artysty jest jakby dopełnieniem naszej miłości doń, okazją do zobaczenia na żywo ulubionego wykonawcy itd itp. W przypadku dwóch zespołów, o których chcę napisać było zupełnie inaczej. Bo najpierw był koncert, potem oszołomienie i dopiero później narodziło się uczucie.
Joan As Policewoman. A może po prostu Joan. Trafiłam na jej koncert przypadkowo, nie mając pojęcia kim jest, jaką muzykę wykonuje. Było to w pewien gorący, czerwcowy wieczór, podczas Festiwalu Teatralnego Malta. W zasadzie już po pierwszej piosence serce zabiło mi szybciej. Pani Joan miała na sobie błyszczącą sukienkę, na głowie burzę włosów, na ustach czerwoną szminkę, a usta przykuwające, prawie ciągle w szerokim uśmiechu. Pani Joan miała bardzo amerykański akcent, była bardzo specyficzna, ale tak piękna, że nie mogłam oderwać od niej oczu. Pani Joan każdym ruchem, gestem i słowem, czy to mówionym czy śpiewanym, pokazywała jak bardzo rządzi na scenie, jak może z nami, widownią,  igrać. Wielka osobowość  i absolutny talent. Uwiódł mnie jej głos, jakiś taki ciągnący się , trochę niedbały, ale głęboki i bardzo emocjonalny. Pani Joan sprawiła, że później, już w domu szukałam jej piosenek i okazało się, że wszystkie są piękne, że wszystkie je, już lubię.

Joan można też kojarzyć z duetu z Antony And The Johnsons czy Rufusem Wainwrightem. Dla mnie jednak największym szokiem było kiedy wyczytałam, że Joan była kochanką...Jeffa Buckle'ya! I to dla niego właśnie napisała piosenkę "Eternal Flame"...(która to piosenka dla mnie również jest bardzo osobista, bowiem tak pięknie mi się miłość do Joan nałożyła z inną miłością...:))

Cóż. Chyba mogłabym o teJ Pani pisać jeszcze wiele. A może lepiej jej po prostu posłuchać. I popatrzeć.


zdjęcie : http://farm1.static.flickr.com/141/327626061_f1496ec75a.jpg