O muzyce - subiektywnie, osobiście, emocjonalnie.

czwartek, 29 października 2009

Mistrz



Jeff Buckley. Od 17 miesięcy nieustająco najważniejszy. Schowany w moim wirtualnym arsenale z muzyką tak długo! I odkryty zupełnie przypadkiem...Tak to już z Tobą jest, nie narzucasz się, wręcz chowasz...ale raz odkryty zostajesz na zawsze. Pamiętam ten moment, kiedy w tle codziennych czynności pojawiły się te dźwięki. Olśnienie.Nadusiłam "rewind" i znów i znów i tak w kółko....To była "Grace"...

Ktoś kiedyś powiedział o Tobie "neurotyk". Cholera, to prawda. Ale "wrażliwiec" brzmi lepiej. Nie byłoby Twojej muzyki gdyby nie Twoja wrażliwość. Na dźwięki, na pojedyncze słowa, na świat. Masz wielooktawowy, anielski głos (to nie moje słowa, tylko krytyków muzycznych!), grasz na gitarze, piszesz teksty(piękne-jesteś poetą...), masz dystans do tego co nieuniknione kiedy jest się człowiekiem genialnym i...cały jesteś muzyką...
Jest w Twoich piosenkach reggae ("Despite the tears"), punk ("Witche's rave"), mocne gitarowe riffy ("Eternal life"); jesteś mistrzem ballad ("Everybody here wants you") i duetów ("All flowers in time") ; Twoje piosenki słychać w filmach ("Last goodbye"), piszesz życiowe teksty ("I know we could be so happy baby"), covery w Twoim wykonaniu są lepsze od oryginałów ("Hallelujah"), tworzysz piosenki, których nie da się zdublować ("Mojo pin").
Jesteś. Mimo,że od 11 lat Ciebie nie ma.

zdjęcie :  http://www.pluscatmusic.com/wp-content/uploads/2009/10/jeff-buckley-20070520-258661.jpg

1 komentarz: