O muzyce - subiektywnie, osobiście, emocjonalnie.

czwartek, 29 października 2009

Psychodeliczny samolot

      "Pamiętaj co mówiła koszatka-karm swój umysł,karm swój umysł....!"

      Psychodela, psychodela...Nie codziennie, nie stale, ale czasem trzeba się w niej zanurzyć. Oni to zapewniają. Nie tylko ich muzyka ale i teksty pisane nie inaczej jak po narkotykowych eksperymentach ("White Rabbit", "Mexico") Właśnie. Tu się trzeba zatrzymać.
      Razu pewnego przykuł moją uwagę Michael Douglas i (jeszcze bardziej) ,jak zawsze fascynujący, Sean Penn. Grali braci w pewnym dziwnym filmie "Gra". Dziwnym, ale było w nim coś takiego, że nie można było przestać go oglądać. Końcówka zaskakująca, a w trakcie napisów końcowych piosenka...Idealne zwieńczenie tego obrazu, dopasowane jak kawa do papierosa (albo wina...tak zdecydowanie wina). Jak zawsze w takich wypadkach przeprowadziłam małe muzyczne śledztwo szukając po słowach piosenki jej tytułu. Dlaczego myślałam,że to jakiś współczesny zespół?Nie wiem.Tak oto poznałam Jefferson Airplane.

      Nie, współcześni to oni nie są w ogóle. Zespół powstał w 1965 roku, przestał istnieć w 1973. Wystąpili na najbardziej znanym z woodstocków w '69 ,a w '67 na koncercie w San Francisco supportowali ich...The Doors (fakt,ekipa Morissona nie była jeszcze wtedy zbyt znana, chociaż z drugiej strony 1/3 ludzkości poszła do domu wraz z końcem supportu - wyczuli geniusz rychło mający się objawić ogółowi). No, ale nie o The Doors tu mowa.
      Jefferson Airplane trzeba znać jeśli lubi się psychodeliczny rock i kulturę hippisów oraz szuka się korzeni prawdziwej psychodelii w muzyce. Dla mnie najważniejsza jest Grace Slick i jej wibrujący, przejmujący głos przez niektórych nazywany infantylnym. Do tego ciekawe przeplatanie naprawdę mocnych numerów rockowych z folkiem i utworami instrumentalnymi. Najlepsza płyta - Surrealistic Pillow. Nazwa ta, to kwintesencja ich stylu w dwóch słowach - surrealistyczna poduszka.Idealnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz