O muzyce - subiektywnie, osobiście, emocjonalnie.

sobota, 24 lipca 2010

Bóg, Honor, Patton

                    Przez ostatnie 1,5 miesiąca nie odkryłam niczego nowego, czym chętnie bym się podzieliła. Pozostaję wierna starym miłościom, choć przez pewne wydarzenia życiowe, i je także zaniedbuję. Nie mogę  pochwalić się też obecnością na  żadnym muzycznym festiwalu. Bywałam jedynie na jakichś poznańskich koncertach, ale trudno zaliczyć je do wielkich wydarzeń. Teraz za to słucham wybiórczo piosenek jednej z moich pasji, to jest zespołu Faith No More. Może zamiast rozmieniać się na drobne, opiszę po prostu moją Faith No Morowa historię...
              Piosenkę "Easy" i clip do niej znałam chyba jeszcze w łonie matki. Nie musiałam słuchać tej piosenki parokrotnie, aby się zakochać. Tyczy się to także wokalisty...Piosenka miła, łatwa i przyjemna, acz genialna i to chyba jeden z nielicznych coverów świata, lepszych od oryginału (Easy śpiewał bowiem pierwej Lionel Richie, a właściwie zespół The Commodores, do którego Lionel należał). Drugim utworem, który wrył się w moje serce od razu i na zawsze był  "Evidence". (linków nie podaję, na youtube odszukanie tych piosenek to łatwizna). Wystarczyły mi dwie te piosenki aby uznać FNM za jeden z moich ulubionych zespołów :) Dlatego, kiedy już byłam nieco starszą dziewczynką, zdziwiłam się, że tak naprawdę to zespół ciężki i  mocny, wokalista lubi się podrzeć , a muzyka, mimo, że melodyjna, zdaje się pochodzić z dna ziemi.
              Następne był "Ashes To Ashes", "Midlife Crisis", "Small Victory", "We Care a Lot"...Wystarczy posłuchać kilku utworów Faithów i to, co od razu rzuca się w ucho to ogromna różnorodność i eklektyzm, oraz ogrom inspiracji - mamy tu trash metal, rap, funk, trochę jazzu, muzyki filmowej, a także, po prostu, pop i rock. Nie da się określić tego zespołu, opisać go w kilku zdaniach, przedstawić zwięźle. Dlatego nawet nie staram się tego robić. Nigdy nie słuchałam całej dyskografii, nie znam wszystkich piosenek i może nawet nie poznam. To zespół z tych "wybiórczych", co jednak nie przeszkadza mi w tym, aby uważać ich za geniuszy.
            Nie ukrywam, że nagle pojawiła się przerwa. Dopiero od 2-3 lat znów powróciłam do słuchania FNM - na pewno ułatwił to internet i łatwy dostęp do niego. I tak poznałam "Stripsearch", "King For a Day", "She Loves Me Not",  "Last Cup of  Sorrow", "Star A.D", "Caralho Voador", "Everything's Ruined", i wiele wiele innych i właściwie nie ma sensu wymieniać tych wszystkich tytułów.
           Co kocham w FNM? Głos Pattona. To jak go moduluje, jak się nim bawi, jak potrafi przekazać za jego pośrednictwem wachlarz emocji. Uwielbiam samego Pattona, za jego charyzmę, osobowość, naturalność, męskość, zdecydowanie, muzyczność. Lubię mocną perkusję i charakterystyczne, takie trochę ciągnące się brzmienie gitary. Cenię ich za wieczne poszukiwania i za to, że w ich muzyce nie ma miejsca na nudę, na powtarzalność.

Mam w nosie, że są i słabsze piosenki, ze nie wszystko mi się podoba. To nie ma znaczenia. I taki stan chyba nazywa się miłością.



cdn...

2 komentarze:

  1. a i tak wiadomo, że najważniejsze jest To, jak Patton oblizuje palucha. juuuuuhhuuuu!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. fuuuuj!juz sobie mogłaś to darować teeeej;P

    OdpowiedzUsuń