O muzyce - subiektywnie, osobiście, emocjonalnie.

piątek, 3 września 2010

Łowca

M. już od jakiegoś czasu regularnie namawiał mnie do  obejrzenia tego filmu. Odmawiałam i prychałam szyderczo, bo nie będę oglądać jakiegoś bzdurnego science-fiction dla chłopców w wieku szkolnym. I jeszcze ten polski tytuł -  "Łowca androidów". Jeśli w filmie występują androidy, a w dodatku ktoś za nimi biega i je łapie, to ja serdecznie dziękuję.
Oj oj oj...Ciężko się pomyliłam w ocenie. Film stał się dla mnie jednym z ważniejszych w życiu i śmiało mogę dołączyć do grona traktujących "Łowcę..." w kategorii filmów kultowych. Sama nie wiem, dlaczego. Może po prostu miło się rozczarowałam, bo Blade Runner (tytuł oryginalny, nieco milszy) okazał się filmem pełnym magii i poezji, bardziej fantasy niż science fiction, a już najmniej w nim krwi, walki i sensacji. Za to dużo emocji, atmosfery i wzruszeń. Chwilami miałam wrażenie, że oglądam jakieś stare kino noir, a za chwilę zza rogu wychynie Humphrey Bogart. Jednak trochę grozy i przemocy także tu znajdziecie. Postarał się o to głównie demoniczny Rutger Hauer. Pięknym elementem filmu jest natomiast  Sean Young w roli Rachel, a elementem dla fanów Harisson Forda - sam Harisson Ford w roli tytułowej :) Jeśli ktoś lubi  obrazy typu "Piąty Element", a w dzieciństwie zachwycał się "Niekończącą Opowieścią" oraz innymi filmami z pegazami i dziwnymi stworami, powinien obejrzeć Łowcę Androidów.
Ale, ale. Film filmem, a ja tu przecież piszę o muzyce. I jeśli miałabym napisać jak najkrócej to...soundtrack do Łowcy Androidów jest genialny! Jego twórcą jest, chyba najbardziej znany kompozytor muzyki instrumentalnej i elektronicznej - Vangelis, w właściwie  Ewangelos Odysseas Papathanasiu :) Przyznam szczerze, że muzyka Vangelisa kojarzy mi się chyba tylko z nieśmiertelnym "Chariots of Fire" i tak naprawdę nigdy nie miałam okazji docenić jego talentu. A ma ogromny. Muzyka do Blade Runnera całkowicie oddaje klimat filmu, pasuje do niego jak ulał i podkreśla mroczną i dziwaczną atmosferę. Jest zaskakująco spokojna i wyważona, nadaje się idealnie na podkład do chociażby czytania, jest fantastyczną towarzyszką w zasypianiu lub nawet medytacji (jeśli ktoś potrafi). Mamy tu wiele - dużo elektroniki i syntezatorów, operowe głosy gdzieś w oddaleniu, saksofony rodem z filmów erotycznych, trochę egzotyki, trochę bajkowości, smutne pianino, a nawet utwór wokalny jak z potańcówki z lat '60. Wikipedia opisała ten soundtrack nieco krócej, jednym tylko słowem - ambient. I myślę, że jest to trafna definicja.  
Wait For Me
Tak oto w moim życiu pojawił się kolejny film i kolejna  muzyka, która porusza te najgłębiej ukryte struny i sprawia, że świat na chwilę wydaje się piękniejszy. A na pewno utwierdza w przekonaniu, że pełen jest niezwykłych ludzi, którzy takie filmy i taką muzykę tworzą.


Post ze specjalną dedykacją dla pana P.P, który się domagał :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz